![Zło?](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVVkufIvmC8SJsFhltxwyuv8pam_tuzXPVtfy8WlJePcRzmwShly-5T_8LjY_THIKc6f1h3NiOJ73zH30zs3XzB2TpnpXLyQ78NvraFQgzAmSEUom2fcW6sBB5JZaeoVwHOY2dpvsx18M/s200/Zlo.png)
Ale mysl ktora mi wlasnie przyszla, moze nie jest taka oczywista. Ze ci ludzie ktorzy zyja z pozorow oni tez placa wysoka cene, i te wszystkie luksusy ktore maja im niepomagaja, psychicznie im to gdzies wychodzi bokiem.
Ci ktorzy faktycznie znaja sie, faktycznie tworza, faktycznie robia dobra robote, oni czesto tez maja psychiczne problemy, wiec czy warto sie tak starac? Czyli problemy psychiczne moga miec jedni i drudzy, tylko ze ci ktorzy pozoruja, nie sa tak zjechani, i przewaznie wiecej wartosci materialnych osiagaja, wiec przynajmniej maja za co o siebie zadbac.
Wniosek chyba jest taki ze lepiej wychodzi sie sprawiajac pozory pracy, niz przez faktyczna prace.
Oczywiscie ci pozoranci moga sie czuc urazeni tym co napisalem, i na swoja obrone powiedziec np ze skoro jest lepiej pozorowac to czemu tego tamci nie robia, dajac do zrozumienia ze pozorowac tez trzeba umiec.
Czyli taki pozorant psychicznie broni sie przrd popadnieciem w konsekwencje swojego podejscia wmawiajac sobie i innym ze pozorowanie to taka sama umiejetnosc jak kazda inna, i ze jedni znaja sie na pracowaniu, a inni znaja sie na pozorowaniu. I ze gdyby ci pracujacy znali sie na pozorowaniu to tez by to robili, a poniewaz wedlug nich tego niepotrafia, to zajmuja sie faktyczna praca.
I kolejna mysl mi przyszla, ze wlasnie dlatego ze jednak to pozorowanie gdzies sie na nich odbija, psychicznie, emocjonalnie, to oni wlasnie tez moga miec poczucie ze tez placa cene za swoj trud, w znaczeniu takim jak ci ktorzy faktycznie pracuja, co wiaze sie z wieksza iloscia pracy, i faktycznie sie znaja, co wiaze sie z wieksza iloscia energii wkladanej w to zeby sie na tym znac, pozoranci tez maja duze wydatki energetyczne w zwiazku z swoja pozorowana praca, bo to ich duzo kosztuje zdrowia. Czyli takim myslowym wykoslawieniem usprawiedliwiaja swoje podejscie jako tak samo wlasciwe jak ci ktorzy nie udaja tylko faktycznie sie znaja i faktycznie tworza. To wlasnie dzieki taki ekwibrystycznym zabiegom myslowo-jezykowym im to wychodzi, i z mojego doswiadczenia wynika ze ludzie nie potrafia na poziomie ani precyzji myslenia, ani jezyka, oraz ze wzgledu na braku swiadomosci perfidi ludzi i mechanizmow manipulacji, nie potrafia wylapac takich zawilych zabiegow. Wlasnie dlatego ze ktos stara sie faktycznie tworzyc to prostuje myslenie i tak jest ukierunkowany, przez co niezapuszcza sie w takie ciemne meandry manipulacji, przez co jego dazenie do faktycznej wartosci powoduje ze jego zaleta staje sie jego zguba. I tak staje sie przepasc miedzy jednymi a drugimi. Ci ktorzy sa bardzo dobrzy w jakichs dziedzinach, czesto sa czesto zupelnie nieporadni w innych. Ta nieporadnosc w innych dziedzinach oczywiscie jest wykorzystywana przez niektorych.
Niestety czesto granica miedzy wykorzystywaniem jest nieostra. Jesli ktos robi to w sposob umiejetny to ofiara sie niepozna, i sprawca nie ponosi konsekwencji. Idealna sytuacja.
Poniewaz w naszej kulturze obowiazujacy paradygmat jest pomaganie innym, granice sie zacieraja, gdzie naturalnym staje sie ze ktos inny zyskuje twoim kosztem. Tu, bym powiedzial, jest pierwszy i zasadniczy krok ktory otwiera puszke pandory.
Oczywiscie nie wszyscy moga stosowac to podejscie. Niektore zawody czy obszary zycia ciezko zeby pozorowac, sa gdzies pewne granice. Moze nie ma dobrej orientacji, ale wydaje mi sie ze ciezko pozorowac np lekarzom, inzynierom. Pozorowac wiem ze jest bardzo popularne wsrod prawnikow, no i oczywiscie politykow. Ale tez handlowcy, menadzerowie. No i napewno kobiety, sa mistrzami pozorow.
Powyzsza mysl ktora tu napisalem, nazwijmy ja teza robocza, jesli prawdziwa, powiedzialbym ze moze jest istotnym czynnikiem zla na swiecie. Jesli ludziom upuszczana jest tak energia, z tych ktorzy sa ofiarami, ale i ci ktorzy wysysaja ta energie tez energie zyciowa traca (przez naturalne mechanizmy psychiczne ktore sie uruchamiaja w czlowieku jesli sie szkodzi innym - jesli je maja), to ludzie by byli by bardzo zuborzeni przez odplywajaca energie, tak jak zwierze ktore jest zaataktowane przez pasozyta.
Problem jest w tym ze pasozytem nie jest strikte fakt ze jednostki sa atakowane przez jednostki, tylko ze obowiazujacy system myslenia, wartosci, jest zly, i nietylko ofiary cierpia, ale i szkodnicy tez. Bo zakladam ze ci szkodzacy niewszyscy sa zli, tylko ze przy obowiazujacym systemie jest im ciezko, i nie maja takiej sily zeby walczyc o te wlasciwe zasady. Bo problem nie polega na tym ze ludzie oszukuja, to moze byc normalne, ale problem jest w tym ze ci ludzie czesto mysla ze nie mozna oszukiwac, czesto wierza w to, a nawet sa bardzo przekonani ze nie oszukuja (stad te wszystkie zabiegi myslowo-jezykowe).
A sa ludzie ktorzy chyba nie sa tak naprawde bardzo inteligentni, bo potrafia prawdziwie wierzyc w idealy, choc jakby przyznali i dopuscili otwarcie do swiadomosci co robia to by zdali sobie sprawe ze wystepuja przeciwko temu w co tak bardzo wierza.
Kiedy system jest zle skonstrukowany, i takie niespojnosci sa w samym systemie, to tym bardziej zwykli ludzie moga sie pogubic, a ci mniej inteligentni, mniej uczciwi, mniej wrazliwi, mniej silni, calkiem nieuchronnie sa skazani zeby pojsc w strone ciemnosci ktora jest w nich.
Obowiazujacy system moralny jest zly. Przy bardzo doglebnej analizie bardzo precyzyjnego myslenia racjonalnego te bledy fundamentalne widac. Choc pozornie te obowiazujace zasady wydaja sie bardzo dobre, wszyscy dobrzy dla wszystkich, pozornie wydaje sie idealne, pozornie.
Niestety tak jak prawie ze wszystkim, zeby cos stworzyc to jest conajmniej skomplikowane, nawet wynalezienie kola, plugu, pisma. A stworzenie dobrego systemu wartosci wydaje sie duzo trudniejsze od tego. Mysle ze dopiero na obecnym etapie rozwoju, XX wiek, posiadamy dobre warunki do tego zeby stworzyc dobre zasady etyczne i moralne ktorymi ludzie mieliby sie kierowac.
Ale kto ma to zrobic?
Bardzo ciezko to sobie wyobrazic. Nie wiem jak w przeszlosci ludzie ustalali jakimi zasadami maja zyc. Mysle ze to byl dosyc spontaniczny proces.
Mysle ze to sami ludzie powinni zainicjowac taki proces, nie politycy. Na zlecenie ludzi mysle ze ktos powinien stworzyc propozycje takiego wzorca. I to bylby poczatek. Dalej juz to by szlo. Tylko nie na takiej zasadzie ze zleca sie to komus, jak to zwykle zleca sie. To by musialo byc cos wyjatkowego. Nawet zwykli ludzie, ale bardzo prawdziwi ktorym by ludzie ufali. Jakby bylo zaufanie, takie prawdziwe, i zasadne, to ludzie sami mysle chcieli by przyjac nowe dobre zasady.
Mysle ze moze byc lepiej robiac mniej. Tak jak cos dobrze zaprojektowane i wykonane chodzi gladko i sprawnie, tak dobrze skonstruowane zasady spowoduja ze bedzie sie lepiej zylo mniejszym wysilkiem.
Poki co uwazam ze zycie na ziemi jest tak trudne i jest tyle zla, bo zasady sa zle, i tak jak w maszynie zle zaprojektowanej i zle wykonanej wszystko idzie z trudem, tak obecnie jest.
Dobry system, dobre rezultaty.
Zly system, zle rezultaty.
P.S. Opisane wyżej przykłady ludzi pozorujących którzy później jednak cierpią z powodu swoich oszustw, to jest w miare dobry przypadek, bo niechcą robić źle. Gorzej jak ludzie są przyzwyczajeni że jest oficjalna wersja, ale faktyczne jest dokładnie odwrotna, oni o tym wiedzą, ale i tak kłamią, i mają tego świadomość, i taką wybierają świadomie droge.
Jeszcze gorszy wariant to ci którzy kłamią, wiedzą że kłamią, i świetnie się z tym czują i nie budzą się nigdy u nich wyrzuty. Ale to już inna historia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz